Trudno ukryć emocje, gdy twoje miasto wygląda jak po wojnie – mówi nam Wojciech Alasiński, emerytowany policjant, mieszkaniec Głuchołaz pochodzący z Lututowa. Wraz z żoną od rana do wieczora niosą pomoc tym, którzy jej najbardziej potrzebują. Wydają dary dla powodzian i sprzątają miasto. Doceniają każdy dobry gest ze strony tych, którzy postanowili pojechać do Głuchołaz i włączyć się w jego porządkowanie, bo o odbudowie, jak mówi nasz rozmówca, na razie nie ma mowy.
Nie da się tego opisać słowami, co się dzieje teraz na terenie Głuchołaz. To miasto wygląda po prostu jak po wojnie – nie kryje wzruszenia Wojciech Alasiński, który wyjeżdżając z Lututowa, właśnie z tym miastem związał swoją karierę i założył tam rodzinę. – Nikt nie był przygotowany na taką wodę. Nikt sobie nie zdawał sprawy, że może być tak duża. Przeżyliśmy powódź w 1997 roku, kiedy sam brałem udział w akcjach ratowniczych jeszcze jako funkcjonariusz policji, ale to, co stało się teraz, przechodzi wszelkie wyobrażenie. Nie ma osoby w Głuchołazach, która przeszłaby tę powódź suchą nogą. Każdy w większym lub w mniejszym stopniu doznał tej wielkiej wody. Są pozalewane piwnice, domy, zakłady. Ludzie stracili dorobek całego życia. Nie da się tego opisać słowami. Codziennie wieczorem wychodziłem, pomimo tego, że mój dom odległy jest od rzeki Białej Głuchołaskiej o 400 metrów, i słyszałem ryk tej rzeki, i zastanawiałem się, czy dojdzie ona do mojego domu.
Posłuchaj rozmowy z naszym gościem:
Fot. archiwum prywatne Wojciecha Alasińskiego