Rodzice małego Franka Strózika z Czastar wczoraj poznali termin operacji jego serca, do której dojdzie w Stanach Zjednoczonych. Ma się odbyć 17 lutego. Dwulatek już dwa dni wcześniej musi się stawić w szpitalu. W związku z koniecznością zachowania dwutygodniowej kwarantanny po przylocie do USA, wyleci tam jeszcze w styczniu. Lot odbędzie się pod specjalnym nadzorem.
Cieszymy się ogromnie, ale się strasznie boimy. Jesteśmy rzuceni na głęboką wodę. Mamy mało czasu na rozmyślania. Chcę wszystkich prosić o trzymanie kciuków, żebyśmy jak najszybciej wrócili ze zdrowym Franciszkiem do domu – mówi wzruszona Magdalena Strózik, mama chłopca. – Wczoraj dostaliśmy informację z kliniki, że mamy się stawić 15 lutego, operacja odbędzie się 17 lutego. Wylecieć musimy wcześniej, to będzie 30 lub 31 stycznia, ponieważ musimy odbyć 14 dniową kwarantannę. Dopiero po kwarantannie kładziemy się na oddział.
Lot Franka odbędzie się pod specjalnym nadzorem medycznym. Chodzi o to, by bezpiecznie dotarł na miejsce. Przed nim lot trwający około dziesięciu godzin:
Lecimy biznes klasą, jesteśmy odizolowani, wchodzimy innym wejściem. Nie mamy kontaktu z innymi pasażerami. Wieziemy dziecko na operację. Jedzie cała asysta, cały sprzęt. On będzie monitorowany, gdyby się coś działo.
W domu małego Frania w Czastarach pełna mobilizacja, załatwianie spraw przed wylotem, ale i izolacja. Chłopiec i jego rodzice muszą być w 100% zdrowi:
Na zakupy muszę wyjść, ale nie spotykamy się z nikim. Córka też do szkoły nie pójdzie, dopóki nie wylecimy. Wszyscy w trójkę musimy być zdrowi, bo przechodzimy testy, wyniki muszą być ujemne. Teraz izolacja będzie już taka konkretna.
Przypomnijmy, że operacja chłopca kosztuje około 930 tys. zł. Kwotę zebrano dzięki wielu lokalnym akcjom charytatywnym oraz zbiórce na siepomaga.pl.